niedziela, 15 kwietnia 2012

Roadbu... Sleep Festival

   Dzisiaj jeszcze krócej - trzeba się zbierać na samolot. Roadburn Festival to coś wyjątkowo, festiwal o niezwykłej nniepodrabialnej atmosferze. Przy okazji przyszło kilka ciekawych wniosków na temat rodzimego Asymmetry Festival, ale o tym kiedy indziej.

   Odnośnie trzeciego dnia Roadburn mam tylko dwie wiadomości: Wokalistka Purson (rocznik 1990) jest niesamowita, ma ogromną charyzmę i jest przepiękna. Reszta zespołu nie jest daleko w tyle, patrząc z muzycznej strony. Dali bardzo dobry pokaz. Dobra kapela, będę obserwował. Druga wiadomość jest tak ważna, że zasługuje na osobny akapit.

    Sleep. Właściwie w tym momencie mógłbym zakończyć ten wpis. Biorąc pod uwagę, że nie wielu miało okazję widzieć tych panów na żywo, będę kontynuował. Doszedłem do wniosku, że legenda tego zespołu nie wzięła się tylko z rewelacyjnych albumów, 50-minutowego utworu, "Gummo" i "Broken Flowers", ale także z faktu, że... jest to absolutnie najlepszy zespół, jaki kiedykolwiek słyszałem i widziałem na żywo. Ich występ był koncertem skończonym. Godzina czterdzieści doomowo-stonerowego walca, który rozjechał roadburnową publikę potęgą brzmienia. Niepowtarzalna spirytualna podróż w głąb własnych emocji, doznań, myśli, w świat spowity gęstym, zielonym dymem, w którym przewodnikiem jest RIFF. Sleep zupełnie przewartościował moje poglądy na temat muzyki i koncertów. Słuchajcie Czytajcie mnie teraz uważnie - każdy fan wolnych, zrodzonych z dymu riffów musi być na Asymmetry Festival, choćby tylko dla nich. Ta ekipa warta jest każdych pieniędzy.




  

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz